Wielka czerwona plama w centrum Europy. Wielka czerwona plama w centrum Europy – tak wygląda Polska na mapie dostępności aborcji, opublikowanej w European Abortion Policy Atlas. Między liderami rankingu a Polską jest przepaść. „Polska nie robi nic, by dało się tu żyć w cywilizowany sposób” – mówi Marta Lempart z Ogólnopolskiego Strajku Kobiet. Cena? Życie kobiet. Nowa edycja European Abortion Policy Atlas, czyli raportu podsumowującego dostępność aborcji w Europie, została opublikowana 24 września. Zespół ekspertów przyjrzał się ponad 30 czynnikom, które wpływają na możliwość terminacji ciąży w kilkudziesięciu krajach Europy, biorąc pod uwagę stan prawny, jakość i techniki świadczonej opieki aborcyjnej, zgodności przepisów z rekomendacjami Światowej Organizacji Zdrowia oraz podejmowanie przez władze działań edukacyjnych. Nad dokumentem przygotowanym przez European Parliamentary Forum for Sexual and Reproductive Rights (EPF) pracowało grono specjalistów, w którym w tym roku po raz pierwszy znalazła się Fundacja na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny oraz ASTRA Network. Dwie EuropyNajwyżej w zestawieniu znalazła się Szwecja (94,6 proc.), Francja (85,2 proc.) i Holandia (80,3 proc.). "Te kraje są liderami regionu z mocnymi rozwiązaniami prawnymi, które w pełni dekryminalizują aborcję, zapewniają szeroką dostępność, ubezpieczenie zdrowotne oraz informacje" – brzmi fragment raportu. Na drugim biegunie znalazła się Andora, Malta i Polska. Tu dostępność aborcji wynosi nieco ponad 18 proc. Przyczyn takiego stanu rzeczy eksperci upatrują w restrykcyjnym prawie, braku rzetelnej edukacji oraz dostępu do informacji. „Polki walczą nie tylko z nieludzkim prawem, ale też rzeczywistością systemu, który dodatkowo utrudnia im egzekwowanie przepisów. Potrzeba uzyskania zaświadczenia psychiatrycznego, kolejne wizyty, koszty, niepewność potraktowania przy przyjęciu na oddział – to wszystko wpływa na możliwości legalnego przerwania ciąży w Polsce. Tego rodzaju kwestie, niewidoczne bezpośrednio w ustawach i kodeksach, Atlas Aborcyjny bierze pod uwagę” - mówi cytowany przez FEDERĘ Mateusz Bieżuński, prawnik i jeden z ekspertów Atlasu.Jak podkreśla Fundacja, w publikacji uwzględnione zostały standardy międzynarodowe, w tym wytyczne aborcyjne WHO z 2022 roku, rezolucje Parlamentu Europejskiego i Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy. „W kontekście polskim warto przypomnieć też decyzję Komitetu ONZ ds. Likwidacji Dyskryminacji Kobiet, który rok temu wskazał, że legislacja antyaborcyjna w naszym kraju powoduje „poważne i ciągłe naruszenia praw człowieka, prowadząc do cierpienia i narażając na nieludzkie traktowanie miliony kobiet w Polsce” – pisze FEDERA. Czytaj też: List otwarty Polek do prezydenta. „Polityka służbą, a nie widowiskiem”Dane pokazują ogromną dysproporcję między Europą Wschodnią i Zachodnią. „Kraje takie jak Austria, Finlandia, Francja czy Norwegia wprowadziły w ostatnim czasie zmiany mające na celu zabezpieczenie praw reprodukcyjnych na poziomie państwowym, chroniąc przy tym potrzeby i bezpieczeństwo potrzebujących aborcji. Tymczasem Białoruś czy Gruzja aktywnie utrudniają dostęp do terminacji ciąży przez nieuzasadnione medycznie wymagania systemowe, Polska nie jest w stanie zliberalizować przepisów mimo zmiany rządu, a Słowacji grozi wręcz zaostrzenie prawa. Polaryzacja jest oczywista, co bardzo niepokojące zwłaszcza dla mieszkanek naszego regionu” – komentowała koordynatorka ASTRA Network Ewa Szymera.„Dokładnie jak za PiS-u”W Polsce do 2020 roku, czyli wyroku Trybunału Konstytucyjnego uznającego przesłankę embriopatologiczną (dopuszczającą przerwanie ciąży w sytuacji, w której u płodu stwierdzono poważne i/lub nieuleczalne wady) za niezgodną z konstytucją, obowiązywał tzw. „kompromis aborcyjny” z 1993 roku. Ustawa dopuszczała terminację ciąży w trzech przypadkach: jeśli ciąża jest wynikiem czynu zabronionego (gwałtu lub kazirodztwa), stanowi zagrożenie dla zdrowia lub życia kobiety oraz jeśli u płodu wykryto poważne i/lub letalne wady. Obecnie funkcjonują tylko te dwie pierwsze przesłanki, choć w praktyce bardzo trudno jest uzyskać legalną aborcję zwłaszcza w przypadku zagrożenia zdrowia lub życia kobiety. Chodzi m.in. o nieuzasadnione medycznie bariery, jak choćby konieczność oczekiwania czy odbycia konsultacji psychologicznych. Choć w Sejmie znajdują się trzy projekty dotyczące ustawy aborcyjnej - w tym dwa postulujące liberalizację prawa - rządząca koalicja nie jest w stanie uzyskać dla nich większości, szczególnie zważywszy na fakt, że część koalicji opowiada się za powrotem do „kompromisu”.– Oczywiście, że nie jestem zdziwiona wynikami raportu. Jak zwykle Polska ma w nosie połowę społeczeństwa, czyli kobiety. Polska nic nie robi, żeby w sposób cywilizowany dało się tu żyć – to wynika z tego raportu. Jest dokładnie tak jak za PiS-u, panowie zawsze znajdują jakieś wytłumaczenie, wciąż słyszymy „ale, ale, ale”. To wciąż jest pisowskie podejście do faktów, danych, raportów instytucji międzynarodowych – komentuje raport Marta Lempart z Ogólnopolskiego Strajku Kobiet. Cena? Życie kobietOwo podejście, o którym mówi Lempart, w połączeniu z rygorystycznym prawem (anty)aborcyjnym, to śmiertelnie niebezpieczna mieszanka. W mediach wciąż pojawiają się historie kobiet, które – choć potrzebowały aborcji i spełniały legalne przesłanki do zabiegu – nie mogły wyegzekwować świadczenia. Tak było w przypadku Pauliny, która w ubiegłym roku dowiedziała się, że płód, który nosi, ma nieuleczalne wady genetyczne. Lekarze zwlekali, odsyłali pacjentkę. Czas mijał. Kiedy w końcu psychiatra, polecona przez jedną z fundacji zajmujących się prawami reprodukcyjnymi, wystawiła zaświadczenie o tym, że u kobiety z powodu ciąży i stanu płodu występuje zagrożenie zdrowia i życia, szpital je zakwestionował. Jak mówi Paulina, przeszła przez piekło. „Państwo naprawdę nie musi mnie otaczać opieką, bo to, jak mnie nią „otoczyło” w szpitalu, który ostatecznie procedurę wcielił w życie, i to jak się mną opiekowało, zanim znalazłam się w tym szpitalu, sprawiło, że siedem lat mojej terapii poszło do kosza” – opowiadała w rozmowie z „Polityką”. Czytaj też: Przemoc domowa w cieniu biurokracji. Państwo nie ma strategii, rząd nie zbiera danych Takich historii jest więcej. Do FEDERy i Aborcyjnego Dream Teamu codziennie dzwonią kobiety – i ich matki, siostry, przyjaciółki, mężowi, partnerzy, brata – prosząc o pomoc, której państwo im odmawia. Chodzi o procedurę medyczną, która jest finansowana przez państwo, a która stała się narzędziem w ideologicznej walce. Tyle tylko, że prawa kobiet, w tym prawo do aborcji, to nie ideologia. Bywa za to, że sprawa życia i śmierci. Dosłownie. We wrześniu 2021 roku zmarła ciężarna Izabela z Pszczyny, w lipcu 2025 roku – Dorota. Obydwie kobiety zmarły na sepsę. Lekarze zwlekali z przeprowadzeniem aborcji, mimo że ciąże były bezpośrednim zagrożeniem dla życia pacjentek. A lekarze zwlekają, bo się boją. Obawiają się konsekwencji prawnych grożącym im za przeprowadzenie aborcji – w Polsce kobiecie nie grozi kara na własną aborcję, ale penalizowane jest pomocnictwo. W ten sposób prawo wywiera mrożący efekt na środowisku lekarskim. A ceną jest życie kobiet.